Podziękowania

Z całego serca dziękujemy darczyńcom: firmom MEPING, NICOMA i Usługi Plastyczno-Reklamowe RADZIEJ, za wsparcie akcji ZŁOMBOL 2014 i przekazanie pieniędzy w zamian za reklamę na Białej Strzale na potrzeby domów dziecka Fundacji Nasz Śląsk.

Dziękujemy wszystkim, którzy pomogli nam dopiąć celu i spełnić nasze marzenia. Szczególnie wdzięczni jesteśmy:
– Tomkowi Woźniakowi – za pomoc w przygotowaniu samochodu;
– Panu Hubertowi Radziejowi – za wykonanie reklam darczyńców;
– Panu Józefowi Gracy – za cenne rady;
– rodzicom – za wsparcie, cierpliwość i wyrozumiałość.

Dziękujemy też całej załodze HippieNyss za wspólną, wspaniałą podróż i przygodę, a szczególnie:
– Piotrowi – za ogarnięcie trasy, campingów i całej reszty;
– Markowi – za pomoc przy naprawie poldka;
– Krzysiowi – za ciekawe historie;
– Natalii – za uśmiech;
– Dawidowi – za nawigację;
– Tomkowi – za fantastyczne zdjęcia;
– Pawłowi – za ręcznik 😀

Dzień 15 – Home, sweet home

Nocujemy przy stacji. Ostatni nocleg. Było bardzo zimno (jak się potem okazało nie było tak źle, bo zimno to było naprawdę dopiero potem – w Polsce).

WP_20140927_004

Przed nami ciężki dzień: do przebycia ponad 1000 km. Jeszcze we Włoszech zostajemy zatrzymani przez karabinierów. Dokumenciki do kontroli i… na tym się kończy. Uff… W Austrii zatrzymujemy się (jak tradycja złombolowa nakazuje) w kawiarni Oldtimer, na kawę z bitą śmietaną.

Austria

Do domu przyjeżdżamy o 2:15. Home, sweet home 🙂

Dzień 14 – Z drogi śledzie, Poldek jedzie!

Stało się. Mieliśmy stłuczkę. Szczęście w nieszczęściu , że w HippieNysę i że nysce, ani nikomu z nas nic się nie stało. Wgniecioną maskę wygięliśmy z powrotem, stłuczone lampy zastąpiliśmy butelkami PET. Żarówkom szczęśliwie nic nie jest, więc możemy jechać dalej. Trust me I’m engineer!

lampy

Niestety czasu nikt nam nie zwróci, dlatego do Wenecji docieramy dopiero wieczorem. Znów mamy problemy z parkingiem, dlatego parkujemy w porcie i dojeżdżamy do centrum specjalną kolejką. Wenecja naprawdę zapiera dech w piersi. Fenomenem jest dla mnie, że stare i na pozór zaniedbane budynki poprzecinane kanałami, nadają miasto jedyny w swoim rodzaju klimat i nie szpecą, lecz urzekają.

Wenecja

Podczas kolacji próbujemy regionalnych potraw lasagni, pizzy i dorsza – baccala alla vicentina. Było dobre, ale bez szału. Spodziewaliśmy się czego lepszego. Za to plac i bazylika św. Marka – wow! Tak, to na nas zrobiło ogromne wrażenie. Nocny spacer po niepowtarzalnej Wenecji był jednym z najcenniejszych przeżyć tego Złombolu.

Dzień 13 – San Marino jump!

Tego dnia zwiedzamy San Marino. I mimo że najstarsza republika świata jest bardzo malownicza i ciekawa, to jednak zbyt mała na dłuższe zwiedzanie.

San Marino

Zrobiliśmy spacer na jedną z baszt położonych na wzgórzach San Marino, gdzie na tle wspaniałej panoramy zrobiliśmy „jumpfoty” 😀

jump

Na trasie pomiędzy San Marino a Rawenną, gdzie mieliśmy zaplanowany camping, dokonaliśmy małego „swap’u” członków załogi pomiędzy HippieNysą i Białą Strzałą 🙂

Dzień 12 – Mistyczne Loreto

Śniadanie jemy dopiero o 13:00 na wielkich blokach piaskowca w bardzo uroczym, czystym i zadbanym porcie w San Benedetto del Tronto.

port

Ten dzień miał być przeznaczony na plażowanie i kąpiel. Pogoda zmusiła nas jednak do zmiany planów. Jedziemy dalej na północ i zatrzymujemy się w Loreto. W Loreto znajduje się sanktuarium Santa Casa, miejsce kultu maryjnego, z tzw. Świętym Domkiem, który według legendy jest nazaretańskim domem Maryi. Miał on zostać przewieziony do Włoch w czasie krucjat, by w ten sposób uchronić go przed zniszczeniem.

Loreto

Najbardziej uderzyła nas mistyczna cisza tego miejsca, mimo sporej liczby pielgrzymów. Różnica między tym miejscem a widzianą dopiero wczoraj głośną i turystyczną bazyliką św. Piotra była zdumiewająca. Warto było tu przyjechać.

Dzień 11 – Wieczne Miasto

Obudził nas zimny i porywisty, poranny wiatr znad morza. Gnani nim, pędziliśmy do wrót Wiecznego Miasta – Rzymu. Szybko wytraciliśmy nasz pęd, gdy okazało się, że nie ma gdzie zaparkować :< W końcu znaleźliśmy coś – parking hotelowy. Pewnie drogi, ale warto ponieść większą cenę za zobaczenie choć raz, wspaniałych zabytków wielkiego Imperium Rzymskiego i malutkiego, acz monumentalnego Watykanu. To właśnie od Stolicy Piotrowej zaczęliśmy zwiedzanie. Byliśmy w Bazylice św. Piotra, jej krypach i na kopule. Modliliśmy się też przy grobie św. Jana Pawła II. Z placu św. Piotra, przez most św. Anioła przeszliśmy na Piazza Navona, gdzie w pobliżu zjedliśmy w restauracji bruschettę, lasagnę (wyborna) i pizzę. Miejsca, czasu i słów nie starczyłoby, by opisać na tym blogu ilość i wspaniałość zabytków tego niezwykłego miasta. Największe wrażenie zrobiło na nas przytłaczające Koloseum.

DSC_0895

Zmęczeni niczym gladiatorzy po walce wracamy na parking. I zostajemy dobici jego ceną: 120zł.

Watykan

Dzień 10 – Nasza wieża lepsza!

Tego dnia byliśmy w Pizie, dokładnie w Campo dei Miràcoli.

pisa

Ładnie, nie powiem.. Ale wieżę to umiemy zrobić lepszą! Może miała tylko trzy poziomy, nie osiem, ale za to była prostsza! No ok, mimo to była mniej stabilna…, mimo to dostaliśmy oklaski od innych turystów 😀

DSC_0667

Przejeżdżaliśmy przez piękną Ligurię i słynniejszą od niej Toskanię (moim zdaniem niezasłużenie). Camping mieliśmy w Tarquinii. Po sezonie to wyludnione i smutne miasteczko. W nocy wskoczyliśmy do wzburzonego morza (jak się potem okazało to była nasza ostatnia kąpiel w Morzu Śródziemnym podczas tej podróży), a na kolację skosztowaliśmy pizzy bianci i rossy, a także włoskiego wina 😀

Dzień 9 – Dzień awarii

Na rozpoczęcie dnia: awaria HippieNyski – poluzowane śruby spowodowały uszkodzenie felgi, przez co konieczna była wymiana koła. Teraz o zwiedzaniu Cannes i Nicei nie było mowy. Mogliśmy je tylko podziwiać zza szyby.

Spieszyliśmy się, bo o 15:30 w Monako miała odbyć się Msza Święta w języku polskim. Na miejscu byliśmy o 15:40, ale nie spóźniliśmy się. Na parkingu powitał nas sam ks. Bronisław Rosiek – proboszcz Polskiej Parafii w Nicei. To nie był przypadek 😉 Mieliśmy szczęście uczestniczyć w Eucharystii, a po niej porozmawiać z tutejszą nieliczną Polonią. Poznaliśmy Natalie, która pokazała nam pałac księcia Monako i opowiedziała o życiu w tym niewielkim państewku. Dziękujemy Natalie za Twój czas 🙂 Zjedliśmy francuskie naleśniki, zrobiliśmy sesję zdjęciową i przejechaliśmy się słynnym torem F1 Monte Carlo.

DSC_0629

Białej Strzale bardzo się podobało, ale niedługo… Wieczorna awaria układu chłodniczego zmusiła nas do kolejnej przerwy. Założone kilometry trzeba było jednak przebyć, przez co na nocleg dojechaliśmy dopiero o 3:40 :/

awaria

Dzień 8 – Burżuje w St. Tropez

O nocy spędzonej przy drodze i krwiożerczych komarach (komary i kolce, takie combo) chcielibyśmy jak najprędzej zapomnieć, ale z pewnością nie o widokach znad Lazurowego Wybrzeża. Nie chcielibyśmy też pamiętać o tym, że nie przyjęli nas na jednym z campingów bez wyraźnego powodu.

Lazurowe Wybrzeże

Wieczorem jedziemy do St. Tropez. Pieniądze i luksus widać na każdym kroku, jednak rozczarowała nas ilość dyskotek i klubów. Myśleliśmy, że miasteczko będzie żyło imprezami. Tak jednak nie jest. Mimo to, można tu spotkać niemało Polaków. I tak na przykład, Darek spotkał na rynku koleżankę ze studiów, a od innych Polaków dowiedział się, że Polska została mistrzem świata w siatkówce (Yeah!) Na koniec naszego nocnego wypadu zrobiliśmy sobie obowiązkowe zdjęcie przy posterunku słynnej, filmowej żandarmerii.

DSC_0192

Dzień 7 – Plażing, smażing, aułć!

Budzi nas słońce nieśmiało wyglądające zza horyzontu morza. Cieszymy się pięknem plaży i szumem fal.

Lloret de Mar 1

Niedługo, bo jak się okazało wylądowaliśmy na plaży nudystów! Zwijamy szybko manatki i jedziemy na tę „oficjalną”. Dzień przeznaczamy na kąpiel w morzu i opalanie, a także wysłanie pocztówek i kupno pamiątek.

Lloret de Mar 2

Podczas spaceru po skalistym wybrzeżu Lloret de Mar natrafiliśmy na opuncję i jej owoce, które owszem, są bardzo dobre, ale są też równie dobrze chronione przez małe, ledwo widoczne kolce, które zignorowaliśmy… Że też człowiek musi się uczyć przez całe życie… 😀 Zajęcie na drogę powrotną mieliśmy załatwione – wyciąganie kolców 😀

Dzień 6 – Kac Barcelona

Wstaje się ciężko… ale wstajemy, bo dziś Barcelona!

DSC_0091

Ładne miasto, dużo drzew i palm. Zamiast gołębi w mieście latają papugi 😀 Na pełnym ludzi pasażu La Rambla w restauracji zamawiamy tapas (przystawki), paellę (ryż z owocami morza lub kurczakiem) i sangrię (owocowe wino). Wszyscy jesteśmy zgodni: było bardzo dobre 🙂 Mijamy pomnik Kolumba i promenadę. Idziemy w stronę kościoła Sagrada Familia, niestety udaje nam się już zejść jedynie do krypty.

DSC_0217

Stąd jedziemy metrem zobaczyć słynne barcelońskie fontanny. Tu, podziwiając harmonijną grę świateł, muzyki i wody, możemy chwilę odpocząć.

Wracamy do Lloret de Mar. Jest piękna, ciepła noc. Postanowione! Śpimy na plaży pod gołym niebem!

Dzień 5 – Meta z niespodzianką!

Noc nie była spokojna. Obudziła nas burza i porywisty wiatr. Obóz jednak przetrwał bez szwanku i po śniadaniu ruszyliśmy już w ostatnią prostą. Niepokoiło nas jednak, że jedziemy wprost w ciemność burzowych chmur :< Tuż przed metą! Na kilkanaście kilometrów przed metą wjechaliśmy wprost w wielką ulewę. Wody było tak dużo, że zalało ulice i podtopiło pola. Policja zamknęła nam przed nosem drogę – była nieprzejezdna. Naprawdę tak ma wyglądać ostatni dzień Złombolu? Co z campingiem, grillem i słynną złobolową integracją?

DSC_0935

O 15:30 po przejechaniu 2613 km dojeżdżamy do Lloret de Mar i… wychodzi, piękne, pełne gorąca słońce 😀 Tradycyjna fotka przy wjeździe do miasta, będącego naszym celem, a potem camping, na którym czekają już setki złombolowców!

meta

Wszystkim złombolom gratulujemy osiągnięcia celu! Po obiedzie, idziemy nad morze! Celebrujemy nasz sukces francuskim szampanem i wbijamy w wzburzone, ciepłe morze 😀 Po powrocie robimy grilla i szykujemy się na nocne wyjście na miasto 😀 Let’s do party tonight!

Dzień 4 – Viva la france!

Budzimy się w Sanremo. Spaliśmy na parkingu przy promenadzie razem z napotkanymi złombolami, co nie podobało się miejscowemu oddziałowi Karabinierów . Ostatecznie jednak pozwolili nam się wyspać, co skrzętnie wykorzystaliśmy. Po pobudce szybka kąpiel w płytkim Morzu Liguryjskim i prujemy dalej.

DSC_0133

Tym razem z wykorzystaniem francuskich autostrad. Uroki Lazurowego Wybrzeża zostawimy sobie na drogę powrotną.Po zjeździe z autostrady zrobiliśmy jedynie przerwę na zakup francuskiego wina w przydrożnym sklepiku pełnym lokalnych skarbów 😉

sklep

Tej nocy rozbiliśmy obóz w okolicach miejscowości Meze, niedaleko farmy ostryg. Kolacja, degustacja lokalnego wina i „słodkie nyny”!

Dzień 3 – Mamma mia! Ale zakręty!

We Włoszech Autostrady są dosyć drogie, poza tym nudne i mało „widowiskowe”. Dlatego wybieramy drogi krajowe. Przerwę robimy nad pięknym jeziorem Garda. Zjadamy lekki, szybki obiad. Przy okazji karmimy łabędzie i kaczki 🙂 Słońce świeci coraz śmielej i intensywniej! DSC_0607 Wspominałem coś o widowiskowości? Hah, jeśli coś było widowiskowe to przeprawa przez Apenin Liguryjski – pasmo Apenin Pólnocnych w dordze pomiędzy Grado a Genuą. Kilometry szybkich podjazdów i zjazdów, serpentyny, zakręty 180°. Niesamowita frajda, przy naprawdę pięknych widokach. A mówiłem już, że nie mieliśmy wspomagania? ;D

Dzień 2 – Buongiorno Italia!

To była ostatnia tak wygodna noc w naszej podróży. Materac, dach nad głową, ciepła woda… O 9:20 żegnamy się z Panem Szymoniukiem i jedziemy dalej.Przed nami przejazd przez Alpy. O dziwo, góry i doliny przebrnęliśmy szybko i przy wiele mniejszym spalaniu, niż zakładaliśmy. To nas cieszy 🙂

WP_20140914_012

Zostawiamy biel wapieni i zieleń lasów Alp Julijskich za sobą, by jak najprędzej przybyć do Grado. Grado to miejscowość położona na lagunie nad Morzem Adriatyckim. Niestety tego dnia nic nie zwiedzamy, nie kąpiemy się też w brudnym Adriatyku. Jedziemy prosto na czterogwiazdkowy camping, gdzie rozkładamy obóz, robimy dobrą kolację i czekamy na zaprzyjaźnioną załogę HippieNyski, z którą od teraz będziemy podróżować wspólnie, a która wcześniej nocowała w Graz. Po miłym ciepłym wieczorze idziemy spać. Jutro kolejne 500 km!

DSC_0117

Dzień 1 – Na miejsca, gotowi, start!

Pobudka 3:50, wyjazd z Izbicka 5:00. Tak… choć niewyspani, jesteśmy pełni entuzjazmu 🙂 W Katowicach meldujemy się o 7:00, tak jak większość złombolowców. Przydzielono nam numer 334, wierzymy, że szczęśliwy 🙂 Startujemy o 12:00. Kilometrowy konwój maluchów, żuków, nysek, polonezów i innych złomów robi naprawdę ogromne wrażenie!

StartMy jednak po niedługim czasie wybieramy odmienną trasę od tej oficjalnej. Jedziemy przez Czechy i Austrię – naszym celem jest Wiedeń. Zostaliśmy zaproszeni przez rodzinę Szymoniuk na kolację i nocleg. Alex, jako rodowity wiedeńczyk, oprowadził nas po zapierającym dech centrum Wiednia. Smaku sznycla wiedeńskiego i kartofelsalatu popijanego austriackim piwem też długo nie zapomnimy. Danke schöne!

Wiedeń

Serce zabawy

Nigdzie nie dojedziemy bez sprawnego silnika, dlatego został on wyciągnięty i rozłożony na części pierwsze. Okazało się, że większa jego część jest sprawna, ale parę rzeczy będzie trzeba wymienić (głównie wał korbowy i jego panewki). Widać, że silnik nie był naprawiany przez dłuższy czas.

20140830_142651

Teraz pozostało tylko go wyczyścić, zamówić części, poskładać go i poddać testom przed wielką wyprawą 😀

 

Let’s start!

Zaczynamy nasze przygotowania! Trochę późno, tak jak decyzja o starcie, ale kiedyś trzeba zacząć 😀

DSC03469

Na pierwszy ogień idzie radio i plątanina kabli za nim schowana. Musieliśmy w tym odnaleźć przewody, które zasilają zapalniczkę. Na szczęście wszystko sie znalazło. Później dorzucimy również rozdzielacz dla zapalniczki. Mamy nadzieję, że niczemu nie zabraknie zasilania 😀

Jedziemy!

Zwlekaliśmy z tą decyzją bardzo długo, choć pomysł narodził się już pół roku temu. Ostatecznie werdykt zapadł – jedziemy! Gdzie? W podróż życia po słonecznym południu Europy 🙂 Wyprawa nie byle jaka, bo to Złombol – charytatywna akcja (całość zebranych pieniędzy  z reklam przeznaczone jest na śląskie domy dziecka), w której bierzemy udział razem z ponad 350 szalonych załóg komunistycznych pojazdów (więcej w zakładce „O akcji”).

Złombol 2014Głównym celem podróży jest gorące Lloret de Mar, ale odwiedzimy też piękną Barcelonę, słoneczną Marsylię, pełne  życia Saint Tropez, monumentalny Rzym, sławną Wenecję i wiele innych wspaniałych miejsc! (Nasza trasa)
Czym jedziemy? No tak… Przepraszam, że nie przedstawiłem.  Przed Państwem „Biała Strzała” – Polonez Caro rocznik 1996 🙂 Nie, nie ma klimy 😛
Polonez CaroPrzed nami jeszcze sporo pracy: znalezienie życzliwych darczyńców, którzy chętnie wspomogą akcję; uzupełnienie załogi (kto chętny?);  dopieszczenie naszej Białej Strzały; przygotowanie logistyczne i merytoryczne.

Przygodo nadchodzimy! (nadjeżdżamy…?)